Recenzje książek

Tutaj znajdziecie nasze recenzje najciekawszych książek, które opublikowałyśmy na Instagramie. Są to książki dla dzieci i młodzieży, obyczajowe, poradniki, z gatunku literatury pięknej, kryminały, thrillery i reportaże. Te, które najbardziej zapadły nam w pamięć i wzruszyły serca.

Literatura piękna/ literatura klasyczna

„Dziwne losy Jane Eyre” Charlotte Brontë

autorka recenzji: Paulina Stawiska @so_far_and_wild



Jakoś tak wypada, że bliżej Świąt sięgam po klasykę literatury. Może ma tu znaczenie wyjątkowy nastrój i nieuchwytne poczucie czegoś podniosłego?

Tym razem padło na „Dziwne losy Jane Eyre”, którą częściowo czytałam w wersji papierowej, a od około połowy przesłuchałam w audiobooku.

Miałam wcześniej do czynienia z prozą jednej z sióstr Bronte i wiedziałam, że jeśli chodzi o klimat XIX wiecznej Anglii i szargane emocjami postacie – nie zawiodę się.

Książka opowiada o młodej dziewczynie Jane Eyre, której historię poznajemy od dzieciństwa spędzonego w smutnych okolicznościach. Bez rodziców, wychowywana przez pełną nienawiści ciotkę, darzącą miłością tylko własne dzieci, Jane zostaje wysłana do szkoły i jednocześnie ośrodka dla dziewcząt w Lowood. Tam zdobywa staranne wykształcenie, ale warunki panujące w szkole są tragiczne.

Jej los odmienia się, gdy opuszczając już jako dorosła osoba sierociniec, trafia jako guwernantka do posiadłości Thornfield. Adelka – dziewczynka, którą uczy – opromienia jej codzienne życie, ale to miłość romantyczna stanie się motorem jej działań.

Właścicielem Thornfield jest Edward Rochester, który ma hardy i władczy charakter, co z początku nieco onieśmiela Jane, ale z czasem okazuje się, że znajdują wspólny język, a ich relacja zmienia się w bardzo różnoraki sposób.

Oryginalny tytuł powieści brzmiał po prostu „Jane Eyre”, ale uważam, że te dwa pierwsze słowa kreślą dokładnie o czym jest ta książka. Historia Jane jest dość nieprawdopodobna, ale właśnie dlatego czyta się ją z ciekawością. Wątek miłosny miał gorsze i lepsze momenty, a sama Jane bywała frustrująca, choć ostatecznie intrygująca, gdy szarpały nią romantyczne porywy. Zawiłe losy bohaterki i zakończenie bardzo mi się podobały.

Jeśli jeszcze nie czytaliście nic sióstr Bronte, a lubicie np. Jane Austen to ta powieść też powinna Wam się spodobać. Dziś już nie spotyka się tak obrazowych opisów przeżyć, zachwytów i rozczarowań, a mogą być naprawdę piękne.

Literatura piękna

„Rodzeństwo ” Monika Wojciechowska

autorka recenzji: Irmina Szadkowska – Filipowicz @irmina_szadkowska_filipowicz


„(…) jak robisz coś, co nie jest zgodne z tym, do czego została stworzona twoja dusza, to bez przerwy cierpisz, wszystko, cały świat, zdaje się przeciwko tobie. A jak robisz to, co właściwe, wszystko wokół cię wspiera, wszystko ci sprzyja. Świat otwiera przed tobą każde drzwi.”

Ten cytat zostanie ze mną na zawsze i będę go cytować każdemu poszukującemu swojej życiowej drogi. Choć znajduje się na stronie 322 z 631… to jest kwintesencją, przesłaniem i mottem całej książki. Przynajmniej dla mnie.

Bohaterowie Sandra i Albert (tytułowe rodzeństwo) od urodzenia są blisko. Wrzuceni w dorosły świat swoich rodziców, pomiędzy intelektualno-napuszone środowisko, pełne alkoholu, otwartych rozmów o seksie i kulturze, zazwyczaj są zdani na siebie. Ta wczesnodziecięca więź podąża za nimi aż do dorosłości, którą kończy się książka. Dojrzewa. Ewaluuje. Eksperymentuje. Balansuje na granicy normy.

Normy. No właśnie. Ta książka poddaje pod wątpliwość wszystko, co potocznie jest uznawane za NORMALNE i dozwolone. Bohaterowie z deficytami emocjonalnymi szukają tego, czego trzeba każdemu człowiekowi. Miłości, ciepła, bliskości. Desperacko walczą o swoje „być albo nie być”. Ryzykują. Zrywają z konwenansami. Rzucają sobie wyzwania. Błądzą. Poznają ludzi. Wchodzą w toksyczne związki i odważne relacje.

Monika Wojciechowska sięga do najgłębszych i często wypartych sfer ludzkiej osobowości; do seksualności, która raz jest błogosławieństwem, raz ciężarem; grzebie w dzieciństwie, od którego tak wiele zależy i wreszcie zadaje pytanie: jaką cenę trzeba zapłacić, by być szczęśliwym.

Książka zakwalifikowana do literatury pięknej. To jedna z tych, która zostaje w pamięci. Ja przepadłam. Tobie też polecam!

PS Ode mnie dodatkowy plus za umiejscowienie części akcji w Stanach Zjednoczonych. Wszystko jest namacalne i zachwycające. Genialność pióra autorki pozwala być tam niemal fizycznie. Widzieć. Czuć. Dotykać. Smakować.

Literatura piękna/ kryminał

„Gdzie śpiewają raki” Delia Owens

autorka recenzji: Zosia Stawicka @przechadzki_z_ksiazkami

Czy zdarza się Wam płynąć z historią niczym z nurtem rzeki?

Niedawno miałam takie odczucie przy lekturze powieści „Gdzie śpiewają raki” Delii Owens.

Wodne porównanie nie jest tu przypadkowe. Niezwykła historia Catherine Danielle Clark „Kyi” związana jest bowiem z mokradłami wybrzeża Karoliny Północnej.
To opowieść o samotności, trudnym dorastaniu, o opuszczeniu przez bliskich, o braku akceptacji ze strony miejscowej społeczności. Jednocześnie jest to historia o niezależności, o sile charakteru i niesamowitym zjednoczeniu z przyrodą. Natura jest bardzo ważnym elementem powieści, bohaterką tak samo istotną jak ludzkie postacie.

Mnie zachwyciły opisy mokradeł i jego ptasich oraz owadzich mieszkańców. Bardzo plastyczne, detaliczne, oddziałujące na różne zmysły. Dzięki nim czułam się tak, jakbym szła obok Kyi i obserwowała razem z nią taniec ptaków.

Poza fascynującą główną bohaterką, którą inni nazywali dziewczyną z bagien, bardzo podobali mi się też inni bohaterowie książki, a w szczególności Tate oraz Skoczek, którzy jako jedni z niewielu okazali Kyi serce.

„Gdzie śpiewają raki” jest też kryminałem. Powoli poznajemy okoliczności śledztwa w sprawie śmierci młodego mężczyzny Chase’a Andrewsa, który przez jakiś czas był związany z Kyą. Przyznaję jednak, że ta warstwa powieści podobała mi się najmniej.

Jeśli lubicie nietuzinkowe, piękne historie i jesteście wielbicielami przyrody, to ta książka jest zdecydowanie dla Was. Mnie urzekła, wciągnęła i sprawiła, że zapragnęłam udać się na mokradła do Karoliny Północnej, żeby zobaczyć te tereny oraz ich ptasich lokatorów.

Komiks/literatura piękna/literatura klasyczna

O czym szumią wierzby” Kenneth Graham

autorka recenzji: Paulina Stawiska @so_far_and_wild

Kret właśnie wybudził się z zimowego snu i wpadł w szał wiosennych porządków. Wystarczyło jednak tylko, by wystawił nos zza drzwi, by owionął go podmuch rozkwitającej przyrody i zawrócił mu w głowie. Tak zaczynają się niecodzienne przygody poczciwego Kreta.

Książkę „O czym szumią wierzby” Kennetha Grahame’a dostałam w nagrodę za dobre stopnie chyba w III klasie. Ale… nie wzbudziła wówczas mojego zainteresowania. Postanowiłam więc sprawdzić, czy tytuł ten jako komiks (w scenariuszu i rysunkach Michela Plessix) jest bardziej przystępny.

Iiiii… muszę przyznać, że ujął mnie bardziej. Delikatne, pełne impresjonistycznych drgań, szelestów i szmerów obrazki pozwalają włączyć w czytanie wiele zmysłów, co może spodobać się dzieciom.

W dodatku oprócz ciekawej kreski, kreskówkowym kadrom towarzyszy wyjątkowy humor. Każdy bohater ma swoje przywary, ale mimo różnic, czujemy bijącą od nich życzliwość.

Jeśli szukacie czegoś przyjaznego do wspólnego czytania pociechom przed snem, komiks „O czym szumią wierzby” przeniesie was do prawdziwego lasu i pozwoli spotkać jego sympatycznych mieszkańców

Myślę, że to wspaniałe, gdy klasyka literatury tak dobrze odnajduje się w nowych formach, nie tracąc nic ze swej szlachetności, a nawet zyskując.

Literatura piękna

Rozmowy z przyjaciółmi” Sally Rooney

autorka recenzji: Irmina Szadkowska – Filipowicz @irmina_szadkowska_filipowicz

„Rozmowy z przyjaciółmi” to debiut literacki Sally Rooney. Och! Jakże smaczny – słodki i cierpki zarazem!

Dwie przyjaciółki (i byłe partnerki) o skrajnych charakterach Frances i Bobbie wiodą typowe studenckie życie w Dublinie. Podczas wieczorku poetyckiego poznają małżeństwo – popularną dziennikarkę Mellisę i aktora Nicka. Zawiązuje się między nimi znajomość, na której zbudowana jest powieść. Kontrasty. Różnice. Problemy. Uczucia. Na tym autorka opiera ich relacje i dlatego nie można się od nich oderwać. Świetnie pokazane przeciwległe bieguny myślenia studentów, a ustatkowanych trzydziestolatków. Fascynujące jest to, że u Sally nie ma lukru, a mimo to nie jest to książka ciężka. Rooney jak nikt inny umie trudny świat pokazać spokojnie, w miarę lekko, ale też bez obracania w pseudo komedię. Taki work&balance. Podobno Sally się uwielbia albo nie trawi. Ja uwielbiam. Mi jej książki bardzo podchodzą. Jest to dobra literatura. Język bardzo sprawny. Opisy szczegółowe i sugestywne.

Bohaterowie namacalni i autentyczni. Ale trzeba zauważyć jedno: wszystkie 3 książki Sally są podobne do siebie. Bohaterowie, ich wiek, ich sposób bycia, ich problemy, schematy zachowań i reakcji, są niemal identyczne. Świat w jej książkach dzieli się na biednych i bogatych. Bohaterowie cierpią, poszukują siebie, chodzą ze sobą do łóżka, próbują poczuć, że są, każdy ma bagaż, każdy ociera się o depresję, każdy szuka miłości… Czy to plus? Czy minus?

A Ty jesteś #teamsally ? Czy przeciwnie? Jak wygląda Twój stosunek do irlandzkiej pisarki i jej dorobku?

Literatura piękna

Dom ptaków” Eva Meijer

autorka recenzji Paulina Stawiska @so_far_and_wild

Podchodzę do biurka i sięgam po notatki. Sikorki mają różne okrzyki alarmowe, zidentyfikowałam trzy z nich – na człowieka, na dużego ptaka z powietrza i zwierzęta z dołu. Na pewno jest ich więcej, problem stanowi jednak ich ogromna indywidualna różnorodność. Poza tym nuty następują tak szybko po sobie, że zawsze mam wrażenie, że moim ludzkim uszom coś umyka. Powinnam nabrać w tym większej wprawy, ale nie wiem, jak miałabym to połączyć z grą na skrzypcach.”

„Dom ptaków” opowiada o prawdziwej osobie – Gwendolen Howard, ale biografia nie jest tu trafnym określeniem. Choć autorka powieści Eva Meijer niesamowicie autentycznie wcieliła się w badaczkę ptaków i poprowadziła mnie przez całą historię jej życia. Bo jest to powieść, a więc pewna wariacja fikcji i prawdy.

Urodzona w 1894 roku, Len Howard porzuciła karierę skrzypaczki, by zająć się badaniem ptaków w ich naturalnym środowisku. Jej spostrzeżenia okazały się bardzo interesujące nie tylko dla ornitologów, czego rezultatem było to, że udało jej się wydać dwie książki, które stały się brytyjskimi bestsellerami w latach 50-tych XX wieku. Była kobietą, która postanowiła przeciwstawić się oczekiwaniom społeczeństwa i czerpać radość z niezwykłego związku ze światem przyrody.

Oprócz wyjątkowej postaci ją była Howard, na uwagę zasługuje język powieści, będący strumieniem świadomości, przywołujący prozę Virginii Woolf. Jak gdyby relacja z wydarzeń, w której dialogi przeplatane są didaskaliami-wskazówkami-osobistymi wrażeniami. To tekst wyłuskany z interpretacji, z bardzo oszczędnym ale trafnym komentarzem, w którym liczy się tylko to, co najważniejsze. A jednak ma w sobie jakąś lirykę –subtelną poezję, która niepostrzeżenie wsiąkła w prozę – niczym mokry piasek po deszczu.

To mądra, wartościowa lektura – portret wrażliwej kobiety i pewnej kruchej istotki, jaką jest sikorka bogatka. Literatura piękna bliska miłośnikom przyrody.

Literatura obyczajowa

Anna Purowska „Kiedy spada gwiazda”

autorka recenzji: Irmina Szadkowska – Filipowicz @irmina_szadkowska_filipowicz

Jednym słowem? Delikatna.

Delikatna jak płatek śniegu… jak miłość… jak nadzieja… jak łza… jak życie…

Anna Purowska stworzyła powieść, która jest jak delikatna pajęczyna – subtelnie łączy losy ludzi, których jeden podmuch śniegu może przenieść na inny kontynent, niszcząc na zawsze nić porozumienia. „Kiedy spada gwiazda” to powieść dla tych, którzy szukają książek o miłości i emocjach, a są znudzeni nachalnymi erotykami; dla tych, którzy cenią polskie tradycje, polski klimat, polskie realia; dla tych, którzy kochają zimę i święta oraz dla tych, którzy wciąż czekają na swój świąteczny cud, na swoją spadającą gwiazdę.

Czas teraźniejszy i pierwszoosobowa narracja natychmiast lokują czytelnika w środku zdarzeń Śnieżyska, niewielkiej, górskiej mieścinki, w której wszyscy się znają, są dla siebie życzliwi i pomocni. To właśnie tam spadają gwiazdy, które wywracają życia do góry nogami.

Piękna książka.

Literatura obyczajowa

„Biedna pani Morris” Magda Dygat

autorka recenzji: Paulina Stawiska @so_far_and_wild

Wprowadzam się do dzielnicy, gdzie co rano mężczyźni w eleganckich garniturach, z „Wall Street Journal” pod pachą, wsiadają do samochodów z czekającymi przy otwartych drzwiach szoferami, a wieczorem wracają z wystrojonymi żonami, eskortowani do środka przez portierów. Są właścicielami jachtów, rezydencji w Miami, New Port, Los Angeles czy Aspen.

Ale w tej dzielnicy mieszka też pani Morris, która wpuszcza tu takich ludzi jak ja i swoją ekstrawagancją przewyższa najbardziej szalonych artystów z Soho czy Greenwich Village.”

Czy Was czasami też książki odnajdują w zupełnie zaskakujący i absolutnie trafny sposób?

Niesamowite, że „Biedna pani Morris” zaginęła w moim księgozbiorze lata temu i robiąc jakieś trywialne porządki, odkryłam ten skarb całkiem przypadkowo. I jak to często bywa z przypadkami – stał się przeznaczeniem, czyli nadszedł na nią odpowiedni czas.

Ta książka zachwyca od pierwszych stron. Prosta, krótka, a zarazem przejmująca historia dwóch kobiet o podobnej przeszłości, które połączyła teraźniejszość. Rose wynajmuje mieszkanie w kamienicy pani Morris. Ale okazuje się, że bohaterem jest tu cały dom, ulica i w końcu cały Nowy Jork.

Wielkie Jabłko jawi się jako cudowny azyl dla artystycznych dusz, jak pani Morris, a dla Rose jest spełnieniem marzeń. Miejsce o niesamowitym charakterze, swoistej atmosferze, stolica świata ludzi, którzy za swój kompas mają tradycję, a chodzą z głową w chmurach.

Jako miłośniczka filmów Allena odnalazłam się w tej powieści automatycznie, wchłaniając każdy sygnał taksówki i saksofonowe wibracje ulicznych grajków.

Jeśli chodzi o panią Morris, to jej towarzystwo było mi z czasem coraz trudniejsze do zaakceptowania, ale była po prostu niebieskim ptakiem Manhattanu – czy takim postaciom nie wybacza się wszystkiego?

Ta słodko-gorzka historia jest dla każdego, kto czuje się outsiderem należącym do nowojorskiej bohemy/ lub chce spróbować nim być (niepotrzebne skreślić).

Literatura obyczajowa

„Dwanaście niedokończonych snów” Natasza Socha

autorka recenzji: Irmina Szadkowska – Filipowicz @irmina_szadkowska_filipowicz

Czy zdarza Wam się kupić książkę pod wpływem okładki lub samego tytułu?

„Dwanaście niedokończony snów” Nataszy Sochy @nataszasocha kupiłam w ciemno właśnie pod wpływem zauroczenia tytułem. Autorka miała już u mnie wielkiego plusa za zimowe opowiadanie pt.: „Srebrzyste skrzydła” (z antologii „Niezapowiedziany gość”), więc z tym większym zaufaniem sięgnęłam po tę pozycję.

Już od pierwszych stron zaintrygowała mnie konstrukcja książki – opiera się bowiem na tytułowych dwunastu niedokończonych snach głównej bohaterki. Dziewczyna, dwudziestoośmioletnia Momo, na co dzień uporządkowana, stonowana, ustawiona równo jak książka na półce, zaczyna śnić sny, które powolnie odmieniają jej życie. Ale nie jakoś magicznie ani bajkowo. Sny dobierają się do jej psychiki, grzebią w podświadomości tak skutecznie, że dziewczyna zaczyna pracować nad sobą. Przełamuje się, otwiera i eksploruje. A wiadomo, jak się człowiek odważa czerpać z życia, to i ono nadarza różne okazje do tego czerpania.
Naprawdę przyjemnie się czyta o takich pozornie prostych przemianach bohatera, bo bardzo łatwo w nich znaleźć siebie.

Finału książki oczywiście nie zdradzę:) Powiem tylko, że motyw zielonego sweterka, który się przewija przez całą książkę, rzuca podejrzenia na dwóch panów i do końca nie wiadomo, na którego wypadnie. Ten dreszczyk zachęca do przewracania strony za stroną, aż do trzysetnej pierwszej, na której nie ma rozczarowania. Jest wzruszenie i nadzieja.

Książka niebanalna. Wcale nie taka świąteczna, jakby mogła sugerować choinka na okładce. Spokojnie można po nią sięgać cały rok.

Dla mnie wielki plus za inteligentny, trochę sarkastyczny język oraz nawiązania do dzieciństwa, które nas kształtuje. Uwielbiam! Tanatokosmetologia też zrobiła na mnie wrażenie!

I zgadzam się z autorka, że cudowne są rozmowy Eichelbergera z Jastrunem w książce „Sny, które budzą”!

Literatura obyczajowa

„Nie chcę być Tobą” Natalia Brożek

autorka recenzji: Zosia Stawicka @przechadzki_z_ksiazkami

„Jesień jeszcze nigdy nie była tak szkocka” – przeczytacie na okładce “Nie chcę być Tobą” – to powieść Natalii Brożek @writeforwrite wydana przez Wydawnictwo Spisek Pisarzy @wydawnictwospisekpisarzy. To zdanie oraz nazwisko debiutującej autorki od razu zachęciło mnie do sięgnięcia po książkę. Natalię Brożek kojarzę z Jej kanału na YouTube Na Tapet. Jeśli go nie znacie, to bardzo polecam. Znajdziecie tam bardzo dużo inspiracji oraz refleksji na temat pisania.

Szkocja to mój wymarzony kierunek podróży. I rzeczywiście w powieści „Nie chcę być Tobą” jest na wskroś szkocko. Charakterystyczna przyroda, zmienna pogoda, kulinaria, a także specyficzny dialekt języka angielskiego – to dodatkowi bohaterowie książki.

Główną bohaterką powieści jest Anna Adamczyk, piosenkarka, która pewnego dnia wyjeżdża z Polski do Szkocji. Nie jest to jednak zaplanowana podróż, a nieoczekiwana, nagła ucieczka. Przed kim, lub przed czym? Tego nie zdradzę. Napiszę tylko, że trudne relacje rodzinne to jeden z największych walorów tej książki.

Tym co zawsze przykuwa moją uwagę w powieściach, to bohaterowie drugoplanowi. W powieści Natalii zdecydowanie nie zawiedli. Moją największą sympatię wzbudzili właściciele Leśnych Chatek w Dalavich – Ellen i Jack Jonesowie. To tacy bohaterowie, z którymi sama z chęcią wypiłabym grzane wino i posłuchała ich barwnych opowieści.

Ujął mnie także romantyczny wątek powieści. Para – Anna i Lewin skojarzyła mi się z Anną i Declanem ( czyli Amy Adams i Matthew Goode) z filmu „Oświadczyny po irlandzku”, co wzbudziło mój ogromny entuzjazm, bo to jedna z moich ulubionych komedii romantycznych.

Jeżeli szukacie książki, która z jednej strony podziała na Was jak kubek ciepłej herbaty w chłodny, jesienny dzień, a z drugiej nie boi się podjąć ważnego tematu skomplikowanych, toksycznych więzi, to powieść „Nie chcę być Tobą” jest właśnie dla Was.

Literatura obyczajowa

„Środek lata” Małgorzata Warda

autorka recenzji: Irmina Szadkowska – Filipowicz @irmina_szadkowska_filipowicz

Wakacje się kończą, u niektórych już liście spadają z drzew, ale w książce Małgosi Wardy jest zawsze „Środek lata”.

Jednak niech przewrotny tytuł Cię nie zwiedzie – to nie jest lekki obyczaj bez drugiego dna. Nic bardziej mylnego!

Książka pt.: „Środek lata” traktuje o dramacie rodziny spowodowanym zaginięciem dziewczyny, córki i siostry. Sylwia od roku nie wróciła do domu, a policyjne śledztwa utknęły w martwych punktach. Do akcji wkracza dziennikarka śledcza, która porusza niebo i ziemię, by połączyć brakujące puzzle. Czy się jej uda Czy nie? Oczywiście nie zdradzę, ale nie to jest najważniejsze w tej historii.

Małgorzata Warda, mistrzyni tematów o zaginięciach dzieci, daje nam dużo więcej niż trzymającą w napięciu akcję. Ona przenika w głąb rodziny, która mierzy się z dramatem, ale także nie jest wolna od podejrzeń. Małgosia stawia tezę, że „najciemniej jest pod latarnią”. Do tego wspaniale pokazuje, że traumy rodzinne potrafią sięgnąć kilku pokoleń i obciążenie, które niosą bywa wykańczające.

Dla mnie genialnie skonstruowana lektura – perspektywy różnych członków rodziny, wplecione retrospekcje i fragmenty pamiętników zaginionej pozwalają czytającemu wejść w ich świat każdą tkanką swojego ciała. Ja się nie mogłam oderwać od lektury. Ta historia wniknęła tak głęboko w moją głowę, że nie potrafiłam myśleć o niczym innym. Do tego miała bardzo niepokojący klimat – co kolejny raz potwierdza, że Małgosia jest niezastąpiona w budowaniu nastrojów, a książka się nadaje także dla mężczyzn:)

Jeśli więc szukasz książki, której się długo nie zapomina, to polecam właśnie „Środek lata”.

Literatura obyczajowa

Kraina spełnionych życzeń” Joanna Szafrańska

autorka recenzji: Irmina Szadkowska – Filipowicz @irmina_szadkowska_filipowicz



„Kraina spełnionych życzeń” Joanny Szafrańskiej powieść świąteczna, obyczajowa.

Traktuje o dalszych losach mieszkańców małej miejscowości Świerszczynki poznanych w „Krainie zeszłorocznych choinek”.

Pierwsza książka mnie oczarowała. Uznałam ją za najlepszą, świąteczną książkę roku 2020!

Tymczasem w „Krainie spełnionych życzeń” czegoś mi zabrakło. Może nowości? Prawie wszystkich bohaterów już znamy. Śledzimy przedświąteczne losy mieszkańców, którzy nie zaskakują zachowaniami – wiemy czego się po nich spodziewać i intuicja ta nas nie gubi.

Oczywiście jeśli ktoś lubi spokojne perypetie swoich ulubieńców książkowych, ma dość huśtawek emocji, nie chce obgryzać paznokci i zastanawiać się czy bohater osiągnie swój cel – to się nie zawiedzie.

Ja zaś oczekiwałam czegoś więcej. Ale jak to często bywa z drugimi częściami – czy to filmu, czy to książki, okazują się słabsze. Nastawiłam się na piękne opisy, emocje, wzruszenia. Bajeczne opisy oraz klimat świąteczny dostałam. Och. Tutaj Joanna Szarańska ponownie stanęła na wysokości zadania. Zaś emocji i napięcia nie uświadczyłam przez prawie całą książkę. Miejscami się zwyczajnie nudziłam. W dodatku mój ulubiony bohater zniknął na trzy czwarte książki, właściwie bez większego powodu(?!). To był ten moment w serialu, gdy aktor nagle musi zagrać w innej produkcji np.filmie i scenarzysta na szybko wymyśla mu wyjazd na kilka odcinków. Serial traci cenną postać a widz czeka niecierpliwie na powrót. Znacie to?:)

Dopiero sam koniec powieści oraz epilog wycisnął moje łzy! Dlaczego? Bo zostało wprowadzone coś nowego. Przytoczona zupełnie inna historia, nie dotycząca głównych bohaterów. Do tego stworzyła piękną klamrę. Dzięki tym kilku ostatnim stronom czas poświęcony na tę książkę mogę uznać za niezmarnowany.

Literatura dla dzieci

Literatura dla dzieci

„Poławiaczka pereł. Legenda o źrenicy oka” Karin Erlandsson

autorka recenzji: Zosia Stawicka @przechadzki_z_ksiazkami

Uważaj na to, jak bardzo czegoś pragniesz!

Ta myśl wybrzmiewa przez całą książkę Karin Erlandsson „Poławiaczka pereł. Legenda o źrenicy oka” Wydawnictwa Dwukropek @wydawnictwodwukropek.
Jest to książka adresowana do młodego czytelnika, ale moim zdaniem, odnajdą się w niej także dorosłe osoby.

Przyznaję, że gdy jakiś czas temu przeglądałam nowości od wydawnictwa Dwukropek, przyciągnęła mnie okładka tej książki – zapowiedź przygody w niezwykłym, podwodnym świecie.
I faktycznie rzeczywistość do której zaprasza nas autorka jest fascynująca, barwna, ale też…bardzo niebezpieczna.

Główna bohaterka książki – Miranda, to poławiaczka pereł, nurkująca samotnie i odnajdująca najpiękniejsze perły. Dziewczyna ma wiele sukcesów w swojej profesji, to jej jednak nie wystarcza.
Postanawia zdobyć legendarną, najcenniejszą perłę: źrenicę oka. Wielu przed nią próbowało odnaleźć ten okaz, nikomu się to jednak nie udało. Nikt nie wrócił z tych poszukiwań. Wszyscy zostali owładnięci obsesją na punkcie wyjątkowej perły. Źrenica oka jest niczym pierścień z „Władcy pierścieni”.
Los sprawia, że Miranda zabiera na wyprawę dużo młodszą dziewczynkę Syrsę. Jak to wpłynie na przebieg poszukiwań i na samą bohaterkę, tego oczywiście nie zdradzę. Przekonajcie się o tym sami.

Bardzo podobało mi się to, że opowieść o Mirandzie, to nie jest słodka, sielankowa historia, a sama dziewczyna jest typem bohaterki, które lubię najbardziej. Niejednoznaczna, z wieloma wadami, wewnętrznymi rozterkami, dojrzewająca w czasie swojej podróży.
„Poławiaczka pereł. Legenda o źrenicy oka” skłania do refleksji na różne tematy. Porusza delikatną kwestię niepełnosprawności. Dawno nie spotkałam się z takim wątkiem w książce dla dzieci i to też bardzo mnie zainteresowało.

Ucieszyłam się, że „Poławiaczka pereł” to pierwsza część serii i że będą jeszcze okazje, żeby przebywać w tym ciekawym, wodnym świecie. Bardzo polecam tę mądrą, uniwersalną lekturę!

Literatura dla dzieci

Emilia Kiereś „Rzeka”

autorka recenzji: Paulina Stawiska @so_far_and_wild


Dziś przedstawiamy Wam powieść dla starszych dzieci autorstwa Emilii Kiereś (notabene córki Małgorzaty Musierowicz) pod tytułem „Rzeka”.
 
Jeśli pamiętacie baśnie i legendy, takie jak „Kwiat Paproci” czy „Ronja, córka zbójnika” to wiedzcie, że ta powieść może śmiało dołączyć do nurtu, gdzie pod warstwą historii przygodowej ukrywa się ponadczasowa mądrość.
 
Kilian niecierpliwie czeka powrotu ojca z wojennej tułaczki. Wraz z nadejściem wiosny opuszcza matkę i wyrusza w podróż, która przemieni go i doprowadzi do nieprzewidywalnych wydarzeń. Nic nie jest takie jak się wydaje i Kilian będzie musiał podjąć dojrzałe decyzje. Z pomocą przybędzie mu sokół, który stanie się jedynym przyjacielem chłopca. Gdzie doprowadzi go rzeka? Z czym będzie musiał się zmierzyć?
 
Niekiedy musi minąć odpowiedni czas. Wiele musi się wydarzyć – dobrego i złego, byśmy dojrzeli do najważniejszych momentów w naszym życiu. „Rzeka” Emilii Kiereś była dla mnie powieścią z głębokim przesłaniem, w której wzruszenia i emocje spowijała prawdziwa baśniowość i mądrość ukryta w słowach i obrazach.
 
Od początku kibicowałam głównemu bohaterowi, którego droga, jak rzeka, krętymi meandrami prowadziła ku przeznaczeniu. Takie książki pozostawiają po sobie zawsze dobre, ważne i głębokie wspomnienie.

„Gwiazdkowy Prosiaczek” J.K.Rowling

autorka recenzji: Zosia Stawicka @przechadzki_z_ksiazkami

Jedyną zabawką, którą doskonale pamiętam z czasów dzieciństwa jest miś Kazimierz. Kazik był wielokrotnie zszywany i naprawiany. W moich oczach zawsze był najlepszy.

Podejrzewam, że Wy także macie wspomnienia takich szczególnych przytulanek.

Jack, bohater najnowszej książki J.K.Rowling „Gwiazdkowy Prosiaczek” też ma swojego ukochanego pluszaka, Daj Prosia, w skrócie DP. Pewnego dnia, na skutek różnych okoliczności prosiaczek znika. Chłopiec zaś dostaje nowego prosiaczka. Ten wzbudza w nim tylko niechęć. Życie jednak bywa przewrotne i to właśnie ten, tak początkowo nielubiany pluszowy zwierzak, zwany Gwiazdkowym Prosiaczkiem postanawia pomóc Jackowi w bardzo niebezpiecznej misji, której celem jest uratowanie DJ. A że właśnie zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, jedyny czas w roku, gdy magia jest możliwa, to wszystko może się zdarzyć…

„Gwiazdkowy Prosiaczek” to mądra, ciepła, dostarczająca wielu wzruszeń książka. Jeśli więc zastanowiacie się, co kupić dziecku na świąteczny prezent, to jest to świetna propozycja. Książkę czyta się jednym tchem, bo dużo się w niej dzieje, akcja płynie wartko. Przy tym jest wartościowa, opowiada między innymi o tym, jak ważna w życiu jest przyjaźń.

Poza głównymi bohaterami, z którymi młody czytelnik może się utożsamić i po prostu ich polubić, J.K.Rowling stworzyła całą plejadę barwnych, drugoplanowych postaci. Moje serce w szczególności podbiła Busolka i Niebieski Króliczek.

Wielką zaletą książki jest także język. Przyznajcie sami, że Patrzałka, Lamusowi Wyłapywacze, Gdzietowcieło, Depczyciel brzmią wspaniale. Uwielbiam takie słowotwórstwo?. (Sama też w swoich tekstach lubię się bawić słowami i wymyślać kreatywne imiona i nazwy ?). I tutaj wielkie brawa należą się tłumaczom książki, Małgorzacie Hesko-Kołodzińskiej i Piotrowi Budkiewiczowi.

„Gwiazdkowy Prosiaczek”? trafia na listę polecanych przeze mnie książek zimowych.

Literatura dla dzieci

Literatura dla dzieci

„Jak Zrzędus chciał zepsuć Święta” Alex T. Smith

autorka recenzji: Zosia Stawicka @przechadzki_z_ksiazkami

Czy lubisz kolor czerwony?

Ja bardzo lubię?. Wiem, że są jednak tacy, którzy za nim nie przepadają.

Jest też osobnik, który zdecydowanie nie jest fanem koloru czerwonego.
To Zrzędus – bohater książki „Jak Zrzędus chciał zepsuć Święta” Alexa T.Smitha.

Zrzędus to arcymaruda, który nie przepada za wieloma rzeczami. Są też sprawy, przedmioty, czynności, których Zrzędus właściwie nie cierpi. Ta lista cały czas się powiększa.
Natomiast jak dla mnie Zrzędusa nie sposób nie lubić, bo w swym narzekaniu jest to po prostu przezabawny. Poza tym ten stwór, przypominający trochę wielką małpę a trochę Yeti ( tak dla jasności: to nie jest Yeti) ma słabość do brukselek. W tym temacie wyczuwam pokrewieństwo gustów kulinarnych.

Czy Zrzędus przez całą książkę jest taki sam? Oczywiście, że nie! Przechodzi ważną przemianę, ale jak to się dzieje i kto się do niej przyczynia – tego nie zdradzę.
Zapewniam, że przez całą lekturę uśmiech nie będzie schodził Wam z twarzy.

Jeśli zastanawiacie się nad świątecznym, książkowym prezentem dla dzieci, to bardzo polecam Wam tę książkę.

Literatura dla dzieci

„Przygoda wielka” Katarzyna Kilczuk

autorka recenzji: Zosia Stawicka @przechadzki_z_ksiazkami

Czereśnie prosto z drzewa, kogel-mogel, jagody. Znacie te przysmaki?
Pamiętam je dzieciństwa, gdy lato spędzałam u babci na wsi.
Ich smak poznaje także Michał – bohater nowej książki Katarzyny Kliczuk @kasiakilczuk_pisze „Przygoda Wielka Wydawnictwa Dziwimisie @dziwimisie.

Chłopiec, zagorzały wielbiciel gier komputerowych, stroniący od spędzania wolnego czasu na świeżym powietrzu, zostaje wysłany przez rodziców na wakacje do cioci mieszkającej w Przygodzie Wielkiej. Wbrew tej nazwie Michał uważa, że lato tam to nie będzie żadna przygoda, a wręcz przeciwnie – udręka. O zgrozo, ciocia nie ma komputera! Poza tym chłopcu jest przykro, że ma spędzać czas bez rodziców. Od jakiegoś czasu Michał ma poczucie, że coś dzieje się nie tak z mamą. I tata też zachowuje się jakoś inaczej. W głowie świta mu pytanie, czy to moja wina?

Czy chłopiec, dla którego gry komputerowe to cały świat, odnajdzie się w nowej rzeczywistości? Czy znajdzie tam przyjaciół? I co tak bardzo trapi jego rodziców?
Na te i na inne pytania znajdziecie odpowiedzi w „Przygodzie Wielkiej”?.

Bardzo polecam letnią historię Kasi Kilczuk, i to zarówno młodym czytelnikom ( dla dzieci 7+),
jak i rodzicom, ciociom, wujkom, dziadkom. Książka porusza bardzo ważne i delikatne tematy: samotność dziecka, problemy w komunikacji, traumy po bolesnych doświadczeniach. Nie robi tego jednak w przytłaczający sposób. Katarzyna Kliczuk o trudnych tematach pisze delikatnie i z wrażliwością . Pozostawia czytelników z uczuciem nadziei. Na uwagę zasługują też piękne ilustracje Małgorzaty Herrery . Dodatkowo Przygoda Wielka to wprost wymarzone miejsce na wakacje. Mam podobną miejscówkę w swoich wspomnieniach?.

Literatura dla młodzieży

„Do Gwiazd” Brandon Sanderson

autorka recenzji: Paulina Stawiska @so_far_and_wild

Są rzeczy które nigdy się nie zmieniają. Nie wiemy jak będzie wyglądał świat za 100 i więcej lat, ale młodość zawsze pozostanie młodością ze swoją energią, buntowniczymi aspiracjami i odważnymi marzeniami.

Te właśnie cechy posiada Spensa, bohaterka „Do Gwiazd” Brandona Sandersona, która bardzo chce zostać pilotem myśliwca i walczyć z Krellami atakującymi jej planetę. Nie jest jednak zwykłą nastolatką. Wychowywana w kulcie bohaterskich wojowników, nosi na sobie piętno swego ojca, który zginął w bitwie o bazę Alta, okrywając się niesławą jako tchórz. Spensa jednak nie wierzy w tę wersję i za wszelką cenę chce udowodnić, że to nieprawda.

W tej książce znajdziecie wszystko, co może sobie zamarzyć łaknący sensu, akcji i ponadczasowych prawd, czytelnik. Od tej książki nie sposób się oderwać, a ma bagatela ok 600 stron. Jednak barwna brygada pilotów, liczne zwroty akcji i Spensa, której przeżycia dają do myślenia i pokazują jej przeobrażanie, potrafią wciągnąć na długie godziny. W dodatku powieść niepozbawiona jest humoru – inteligentnego i tak bardzo potrzebnego w obliczu powagi zdarzeń dziejących się w uniwersum Detritusa.

To młodzieżówka która zachwyca i pozostaje w pamięci, a jej autor to człowiek, który powinien pisać lektury szkolne – młodość nie jest dla niego zagadką.

Polecam!

Literatura dla młodzieży

„Wszystkie kolory moich wspomnień” Emily X.R. Pan

autorka recenzji: Zosia Stawicka @przechadzki_z_ksiazkami

„Ból ma w sobie niepamięć;

Powiedzieć nie zdoła,

kiedy się zaczął – ani czy istniał

dzień, gdy go nie było.”


Emily Dickinson

Ten fragment wiersza znalazłam w książce Emily X.R.Pan „Wszystkie kolory moich wspomnień” Czyż słowa poetki nie są swoistą definicją depresji?

Życie głównej bohaterki książki, Leigh, przesiąknięte jest traumą. Mama dziewczyny, która od wielu lat choruje na depresję, popełnia samobójstwo. Po jej śmierci nastolatka jest pewna, że kobieta zamieniła się w wielkiego, pięknego czerwonego ptaka który podsyła jej wskazówki, aby Leigh mogła odnaleźć odpowiedzi na dręczące ją pytania. Pogrążona w żałobie i rozpaczy Leigh, kierowana tajemniczymi znakami od ptaka, wyrusza do kraju swoich przodków – Tajwanu, na spotkanie z nieznanymi dotąd dziadkami.

W podróż Leigh zabrała także i mnie. Podobnie jak ona szukałam śladów we wspomnieniach, nie tylko jej, ale i innych bohaterów książki. Podobnie jak bohaterka chciałam się dowiedzieć dlaczego? Jednak czy da się odnaleźć odpowiedź na to pytanie?

Powieść przesiąknięta jest symboliką, magią, balansowaniem na granicy jawy i snu. Emily X.R.Pan odsłania kolejne sekrety rodziny Leigh w bardzo subtelny sposób. Zachwycił mnie ten poetycki, oniryczny styl snucia opowieści o odbudowywaniu rodzinnych więzi, o procesie żałoby, o szukaniu własnego ja.

Moją uwagę przykuł też podział książki na części: „Dym i wspomnienia”; te oznaczone klepsydrą; oraz te z symbolem piórka. Fragmenty te przeplatały się ze sobą, tworząc spójną całość. Dla mnie zabieg ten porządkuje książkę, wprowadza ład do pełnej tajemnic fabuły.

Kolejną warstwą książki, która bardzo przypadła mi do gustu, jest pokazywanie kultury Tajwanu. W powieści można znaleźć wiele smaczków związanych z tradycją tej wyspy. Jako dawna studentka Etnologii uwielbiam, gdy w książkach pojawia się taka tematyka. I dla mnie jest to zdecydowanie wartość dodatkowa „Wszystkich kolorów moich wspomnień”.

„Wszystkie kolory moich wspomnień” jest jednym z najlepszych debiutów literackich, jaki ostatnio czytałam. Książek debiutantów czytam dużo, bo bardzo mnie ciekawią pisarskie początki.

Jeśli lubicie niebanalne powieści psychologiczne, poruszające ważne tematy, to ogromnie polecam Wam tę propozycję z wydawnictwa We need YA.

Literatura dla młodzieży

Papierowe miasta” John Green

autorka recenzji: Irmina Szadkowska – Filipowicz @irmina_szadkowska_filipowicz

John Green – amerykański autor książek dla młodzieży kilka lat temu przyszedł z niezwykłą pozycją pt.: „Papierowe miasta”.

O ile wszystkie powieści Greena są godne polecenia i prawdopodobnie kto przeczytał jedną książkę, sięgnie po pozostałe, to „Papierowe miasta” są szczególne i w mojej ocenie, zachwycą także dorosłego odbiorcę.

Zacznijmy od fabuły – głównym bohaterem jest osiemnastolatek Q., przeciętniak (everyman), który od dziecka kocha się w królującej w szkole koleżance i sąsiadce Margo. Banał? Klasyka? A jakże. Ich codzienność jest zupełnie inna, kontrastowa. On nawet nie marzy, że Margo mogłaby na niego spojrzeć.
Jednak, którejś nocy dzieje się rzecz nieprawdopodobna – Margo w stroju Ninja wpada przez okno do sypialni Q.i prosi o pomoc.
Ta noc zmienia wszystko.

Historia Margo i Q.jest daleka od taniego romantyzmu i przewidywalności. Za to nie brakuje jej głębi, filozoficznych przemyśleń i prostoty. Można też zaliczyć tę powieść do książek drogi, gdyż Q.wyrusza na poszukiwania Margo, przekraczając swoje ograniczenia i lęki. Czy znajduje Margo? Na pewno znajduje siebie. Odnajduje nowego Q., który odkrywa, że świat jest szerszy, piękniejszy i że można go smakować na wiele sposobów.

Książki Johna Greena powinny trafić w ręce wszystkich młodych ludzi, ale szczególnie tych, którzy czują, że świat nie jest czarny ani biały.

Literatura dla młodzieży

„Ostatnie zdjęcie” Aldona Szczygieł

autorka recenzji: Paulina Stawiska @so_far_and_wild

Może właśnie w najtrudniejszych chwilach los stawia nam na drodze najlepszych ludzi.”

Te słowa będą dla nastoletniego Franka, bohatera powieści „Ostatnie zdjęcie”, podporą w drodze do odzyskania tego, co stracił.

Autorką jest nasze wyjątkowe Skrzydlate Piórko Aldona Szczygieł @aldonaszczygiel , której pasją oprócz pisania jest fotografia artystyczna, jej kadry przenoszą do świata baśni. Lecz „Ostatnie zdjęcie” jest czymś całkowicie przewrotnym, jest opowieścią o marzeniu, by wszystko było zwyczajnie.

Los nie szczędzi Frankowi trudów, przykrości i rozczarowań, a to wrażliwy chłopiec, którego życie nauczyło samemu radzić sobie z problemami. Trafienie do sierocińca prowadzonego przez siostry zakonne na zawsze pozostawiło w nim rysę, ale nie zniszczyło nadziei na to, że może jeszcze wszystko się odmieni.

Sensem jest dla niego nadzieja na odnalezienie babci i wyrwanie się z bidula. To ona pokazała mu ten dobry, bezpieczny świat. Pomału poznajemy smutną przeszłość chłopca, którego dzieciństwo rozświetlały dobre chwile z babcią. Te wspomnienia ratują duszę chłopca przed mrokiem. Oprócz nich zostały mu tylko zdjęcia, pamiątki przeszłości by przywrócić babci znikającą donikąd pamięć. Pomagają mu w tym także przyjaciele – trudny Kapi, pełna włoskiego temperamentu siostra Brydzia i tajemnicza dziewczyna.

To książka nie tylko dla młodzieży, bo każdy znajdzie w niej coś nieuchwytnego, a bardzo prawdziwego – ukrytą mądrość. Jak zmienia nasze życie choroba bliskich, co jest wtedy ważne i jak sprawić, by znowu wzeszło słońce? Dla Franka nic nie jest niemożliwe, jego wiara przenika z każdej kartki powieści.

Ten niedoskonały świat jest bardzo angażujący, a wartka akcja przetykana nutą nostalgii, potrafi wzbudzić wiele emocji. Choć strach jest tak blisko, to tylko Franek wie, ile trzeba odwagi, by móc z nim żyć i że pokonać go może tylko miłość.

Literatura dla młodzieży

„Zostań sama w domu” Barbara Stenka

autorka recenzji: Zosia Stawicka @przechadzki_z_ksiazkami

Dawno żadna książka nie wywołała we mnie tak wielu emocji, dlatego zastanawiałam się jak o niej napisać.
Z pomocą przyszła mi @czytakacha ze swoim wyzwaniem SZTORM, które polega na tym aby ułożyć stosik lektur, który wywołał w nas konkretne odczucia.

A co powiecie na to, że nie kilka, a jedna książka może spowodować niemalże cały SZTORM w czytelniczej głowie?

W ten sposób podziałała na mnie lektura „Zostań sama w domu”.

Oto SZTORM, który znajdziecie w tej książce.

S- czyli smutek – Najwięcej jest go we wspomnieniach głównej bohaterki – Diany. W jej przeszłości są także inne emocje na S, samotność, szukanie bliskości, strata, strach.
To właśnie strach przenika mocno do teraźniejszości Diany, która w przeciwieństwie do tego co było kiedyś, jest bezpieczna i pełna dobra. Jak wiadomo jednak od traumatycznej przeszłości nie łatwo się uwolnić.
Smutek ogarniał mnie gdy powoli zaglądałam do dawnego życia Diany oraz jej mamy, której losy okazały się równie poruszające jak to co spotkało dziewczynkę z kocią opaską na głowie.

Z- czyli złość – Jak śpiewał Czesław Niemen „Dziwny ten świat, świat ludzkich spraw, czasem aż wstyd przyznać się. A jednak często jest, że ktoś słowem złym zabija tak, jak nożem.”
Krzywda dziecka wzbudza szczególną złość i niezgodę na taką rzeczywistość.

T- czyli troska – Książka „Zostań sama w domu” przepełniona jest troską. Mamy więc wyjątkowo troskliwych i empatycznych bohaterów, takich jak Anna – babcia Diany, jak jej nauczyciel od tańca.
Sami także troszczymy się o los dziewczynki.
W końcu cały tekst jest odzwierciedleniem troski Barbary Stenki o swoich czytelników. Książka bowiem kierowana jest do młodych odbiorców. Pisarka przekazuje historię w bardzo mądry i wyważony sposób. Potrafi opowiadać o sprawach trudnych z wyjątkową delikatnością.

O – czyli oszołomienie – I tutaj przyznaję, że O zamieniłam na emocjonalne otulenie, bo oszołomienia jednak nie zaznałam. A otulenie owszem. Książka ta ma w sobie bowiem mnóstwo czułości i niesie ze sobą bardzo pozytywne przesłanie.

R- radość – Tych, którzy obawiają się, że książka „Zostań sama w domu” jest ciężka, ponura i nie ma w niej ani grama humoru, uspokajam: nic z tych rzeczy!
Jest w niej bardzo dużo radości. Nie sposób nie uśmiechnąć podczas czytania przeuroczych Historyjek o dwóch radiach oraz gdy poznajemy tak barwnych, ekscentrycznych bohaterów jak rodzinkę Szkanfów.
Barbara Stenka na kartach swojej książki serwuje nam także zabawne porównania oraz świetne przepychanki słowne między babcią a wnuczką.

M- czyli miłość – powiedziałabym, że ta lektura jest swoistą Odą do Miłości. Mamy tu wzajemną miłość babci i wnuczki, bolesną miłość do rodziców, miłość utraconą. Mamy też miłość do zwierząt. Mamy w końcu zaakceptowanie siebie samej, które jest szczególnym rodzajem miłości.
To uczucie powoduje zarówno cierpienie, jak i jest ratunkiem. To właśnie miłość daje bohaterom tak ogromną siłę.
A ja szczerze pokochałam bohaterów stworzonych przez Barbarę Stenkę, a w szczególności panią Anię, która jest absolutnie najwspanialszą babcią z wszystkich książkowych babć.

Bardzo polecam Wam lekturę „Zostań sama w domu”. Moim zdaniem jest to nie tylko książka dla młodzieży, ale także ( a może przede wszystkim) dla osób dorosłych.

Literatura dla młodzieży

Drżenie” Maggie Stiefvater

autorka recenzji: Paulina Stawiska @so_far_and_wild

Z chrzęstem pokonałam kruchą, bezbarwną teraz trawę. Zatrzymałam się dopiero na środku podwórka, chwilowo oślepiona jaskrawym różem słońca zachodzącego za rozedrganymi czarnymi zarysami drzew. Ten surowy krajobraz był odległy o całe lata świetlne od ciepłej kuchni z jej kojącymi zapachami łatwego przetrwania. Do tamtej przestrzeni domu powinnam należeć. Tam powinnam chcieć być. Ale drzewa wyzwały mnie, ponaglając, żebym opuściła to, co znałam, żebym zniknęła w nadchodzącej nocy. To było pragnienie, które w ostatnich dniach szarpało mną z niepokojącą częstotliwością.”

Jakie tajemnice skrywa las pod domem Grace? Dlaczego tak bardzo ciągnie ją do dzikiego życia wśród niebezpiecznej przyrody?

Ledwo uszła z życiem, gdy w dzieciństwie zaatakowała ją sfora wilków. Od tamtej pory pod jej dom zaczął przychodzić wilk o bursztynowych oczach. Jak gdyby jej opiekun. Tęsknie czekała na jego wycie w nocy i czuła ziemisty, piżmowy zapach jego futra. Łączyła ją z nim tajemnicza więź. To był jej wilk.

„Drżenie” jest pierwszym tomem serii Maggie Stiefvater o niemożliwej miłości dziewczyny i zmiennokształtnego chłopaka. Największym wrogiem Sama jest zimno, to ono zmienia go w wilka, który czuwa nad Grace. Po wielu przemianach został mu ostatni rok bycia człowiekiem, a także pierwszy i ostatni rok bycia z Grace. Tak rozpoczyna się ich walka.

W plastycznych opisach lasu i angażujących zmysły odczuciach bohaterów jest cała gama kolorów, wrażeń i obrazów. Chłód, ciepło, drżenie – niemal czułam je na własnej skórze.

Choć historia wydaje się fantastyczna, to jest w niej ziarno prawdy, bo przecież czy nie o to chodzi, by kochać mimo wszystko? Ta książka zrobiła na mnie wielkie wrażenie i na pewno sięgnę po kolejne tomy.

Thriller + kryminał

Kryminał

„Burza” Zuzanna Gajewska

autorka recenzji: Irmina Szadkowska – Filipowicz @irmina_szadkowska_filipowicz

Uwaga! Nadciąga Burza! Ten, kto się nie zdąży przed nią uchronić, zostanie porażony dobrym debiutem pisarskim i kryminalną ucztą trzymającą w napięciu.

Akcja książki dzieje się w miasteczku Młynary. Ewelina, właścicielka zakładu pogrzebowego, po pewnej sierpniowej burzy, ma ręce pełne roboty. Niestety jeden przypadek okazuje się podejrzany. Ewelina i lokalna policja próbują rozwikłać zagadkę niejednoznacznej śmierci. W małej miejscowości to nie lada sensacja.

Powieść pt.: „Burza” Zuzanny Gajewskiej, to kryminał na skalę modnych bestsellerów. R.Mróz powinien zacząć się bać. „Burzę” czytało się jak kolejną część Chyłki. Naprawdę zapominałam, że w ręku miałam pozycję debiutującej pisarki.

Ode mnie wielki plus dla autorki za stworzenie autentycznego klimatu polskiego, małego miasteczka. W książkach często rażą mnie amerykańskie kalki na siłę adoptowane na polskie realia.

Czytelniku i Czytelniczko, jeśli lubicie lekkie kryminały, małomiasteczkowy klimat oraz pełnokrwistych bohaterów, to sięgnijcie po „Burzę”.

Thriller

„Noc, w której zniknęła” Lisa Jewell

autorka recenzji: Zosia Stawicka @przechadzki_z_ksiazkami

Czy jakaś książka wzbudziła w Was ostatnio ambiwalentne odczucia?

Mi zdarzyło się to przy lekturze thrillera Lisy Jewell „Noc, w której zniknęła” od @czwartastronakryminalu. Książka ma bardzo wciągającą fabułę i czyta się ją świetnie. Niestety jej zakończenie jest kiepskie i przekombinowane, co psuje odbiór całej powieści.

Zacznę od plusów książki. Należy do nich na pewno angażująca historia. Bohaterka książki – Sophie – autorka kryminałów przeprowadza się wraz ze swoim partnerem Shaunem do malowniczej wioski Upfield Common. W nowym miejscu czeka na nią przybity na płocie kartonowy znak z napisem – „Kop tutaj”. Tak oto pisarka zostaje wciągnięta w sprawę tajemniczego zaginięcia młodej kobiety Tallulah oraz jej chłopaka Zacha. Dwa lata wcześniej ci młodzi ludzie, zostawili swojego małego synka pod opieką Kim – mamy Tallulah. Sami zaś wybrali się na randkę, a potem na imprezę do rezydencji znajomych, z której nie wrócili. Nie ma po nich śladu. Nie wiadomo, czy udali się do pobliskiego lasu, czy odjechali taksówką. Może postanowili uciec? A może w posiadłości spotkało ich coś strasznego?

Powieść przybliża nam przeszłość Tallulah i Zacha oraz ich znajomych, która doprowadziła do zniknięcia pary. Pokazane są także próby rozwikłania zagadki przez Sophie i Kim. Mi zdecydowanie bardziej przypadła do gustu część poświęcona wcześniejszym wydarzeniom z udziałem młodych ludzi. Wielkim plusem jest tutaj nakreślenie trudnych i skomplikowanych relacji między poszczególnymi bohaterami. Pojawia się także wątek socjopatycznej ( a może nawet psychopatycznej) osobowości jednej z postaci, który jest bardzo ciekawy. Fragmenty, w których pierwsze skrzypce gra Sophie też były dobre, ale jednak mniej interesujące.

Niestety do minusów książki należy to, że dość szybko można się zorientować do czego to wszystko zmierza i jakie będzie zakończenie. Wolę być bardziej zaskakiwana. Największą wadą jest jednak wspomniane wcześniej zakończenie. Finał by taki jak się spodziewałam, ale jednocześnie autorka postanowiła go dodatkowo podkręcić i tym samym przekombinować. Miałam odczucie, że jest to zrobione na siłę, jakby z zamiarem dodatkowego zaszokowania czytelnika. Epilog w tej powieści dla mnie jest zupełnie zbędny.

Gdyby zakończenie było bardziej przemyślane, wyważone,ta książka byłaby bardzo dobra, a tak jest średnia.

Thriller

Wyspa Camino” John Grisham

autorka recenzji: Irmina Szadkowska – Filipowicz @irmina_szadkowska_filipowicz

Kto lubi czytać książki o pisaniu książki?

Ja bardzo! Tylko nie wiem czy robię to z pasji do pisania i książek czy mam skłonności masochistyczne… Ale lubię! Działają na mnie jak magnes.

To przyciąganie postawiło na mojej drodze książkę Johna Grishama „Wyspa Camino”. Skradziono drogocenne rękopisy Fitzgeralda i FBI podejrzewa o to przebojowego księgarza, prowadzącego antykwariat na wyspie Camino. By się do niego niepostrzeżenie zbliżyć, namawiają młodą, atrakcyjną pisarkę, by przeniosła się na kilka miesięcy na wyspę i w otoczeniu rajskich widoków, kończyła swoją powieść, a jednocześnie była ich „oczami i uszami”.

Wrażenia po?
Och! Poczciwy, dobry Grisham! To była rozrywka, literacka przyjemność i odskocznia w jednym. Świetny i prosty język. Plastyczne opisy w idealnej dawce. Fabuła nieprzekombinowana, a jednocześnie wciągająca, z nutką dreszczyku. Niespieszne tempo. Do tego ten literacki światek, w którym obracali się bohaterowie, sprawiając, że serce mi biło jeszcze tęskniej… Nie zabrakło też poczucia humoru, ironii i pisarskich smaczków.

W mig przypomniałam sobie czasy, gdy czytałam Grishama za Grishamem?. Znasz te motylki w żołądku? Czytałaś coś tego autora? Masz ulubioną książkę?

Jeśli nie, to zaczynając od „Wyspy Camino” zasmakujesz klasycznego Grishama. Poznasz jego styl, kunszt i lekkie pióro, a także charakterystyczny dłuższy rozbieg historii. Grisham bowiem najpierw daje się zżyć z bohaterami, a dopiero później komplikuje ich sprawy.

Kryminał

Sławek Gortych „Schronisko, które przestało istnieć”

autorka recenzji: Zosia Stawicka @przechadzki_z_ksiazkami

Czy zdarzyło się Wam kiedyś wyruszyć na wycieczkę śladami bohaterów powieści?

Przyznaję, że nabrałam na to wielkiej ochoty po przeczytaniu książki Sławka Gortycha „Schronisko, które przestało istnieć”. Wraz z stomatologiem Maksymilianem Rajczakowskim – bohaterem tego świetnego kryminału, ruszamy w Karkonosze. Młody lekarz udaje się w góry do nieczynnego schroniska Nad Śnieżnymi Kotłami. Właścicielem tego niezwykłego miejsca był jego wujek Artur, który zginął w wypadku. Okazuje się, że mężczyzna przed śmiercią badał sprawę innej placówki – schroniska im. Księcia Henryka. Placówka ta spłonęła w tajemniczych okolicznościach tuż po II wojnie światowej.

Ciekawa fabuła, miłość do gór, historia inspirowana losami prawdziwych ludzi i miejsc – to wszystko znajdziecie w tej powieści. Książka dzieje się w trzech planach czasowych – w 1945 roku, w 1960 roku oraz w 2004 roku. Przyznaję, że największe wrażenie zrobiły na mnie fragmenty powieści dziejące się w bolesnej, skomplikowanej przeszłości.

„Schronisko, które przestało stnieć” to pierwsza powieść Sławka Gortycha. I na takie właśnie debiuty czekam najbardziej! Mam nadzieję, że tak dobry początek pisarskiej drogi to zapowiedź równie obiecującego ciągu dalszego… bo tom drugi jest podobno w przygotowaniu.
Autor prowadzi też blog „Zagubiony w Karkonoszach”, który zdecydowanie warto odwiedzić.

Bardzo polecam!

Poradnik

„Mówili, że jestem zbyt wrażliwa. Dla tych, co za dużo myślą i za bardzo się przejmują”

Federica Bosco

autorka recenzji: Paulina Stawiska @so_far_and_wild

Dobrze, że trafiłam na tę książkę. Już tytuł wydał mi się znajomy – „Mówili, że jestem zbyt wrażliwa. Dla tych, co za dużo myślą i za bardzo się przejmują”.

Rzecz jest o osobach WWO – wysoko wrażliwych osobowościach. Autorka nazywa je hiperwrażliwymi, których odbiór bodźców ze świata zewnętrznego jest tak intensywny, że często żyją w chaosie własnych myśli i niezrozumienia.

Przejmowanie się tym, co mówią inni, analizowanie słów, gestów, zachowań męczy ich całymi dniami. Bardzo łatwo przekroczyć ich granice, które w wyniku pragnienia przystosowania się do innych nie są wcale chronione. Spychają w niebyt własne potrzeby, które są dla innych dziwne: drażni ich zbyt głośna muzyka czy donośny głos, ostre światło, przebywanie w tłumie, często pragną pobyć w samotności.

Budowanie relacji jest dla nich bardzo ciężkie. Łatwo dają się zdominować.

Wszystkie te cechy wynikają z pracy mózgu, a szczególnie z przewagi aktywności prawej półkuli nad lewą: myślenie skojarzeniami, zapamiętywanie synergiczne (zapachu z miejscem, piosenki z sytuacją), duża emocjonalność i empatia. Odczuwanie czyichś wrażeń psychicznych i somatycznych jak własnych. Wyłapywanie nastrojów innych i transparentne widzenie prawdy, bezbłędne wyłapywanie fałszu i zakłamania.

Powiecie szósty zmysł? Być może, ale autorka bardzo wnikliwie pokazuje, jak ciężkie jest życie osób WWO. Na szczęście podaje też sposoby radzenia sobie z tą cechą. Przede wszystkim uświadomienie sobie tego zjawiska to już spory krok, a pozwolenie sobie na bycie innymi, zaakceptowanie potrzeby większej dozy samotności, wyciszenia, wyznaczania swoich granic i odwagi w byciu asertywnym to fundamenty ich dobrego samopoczucia. Hiperwrażliwość może być wręcz supermocą – to z niej wynika potrzeba tworzenia, pragnienie wprowadzania harmonii i dobra wokół. Ci, którzy potrafią to docenić to prawdziwy skarb dla osób WWO.

Polecam tę książkę wszystkim wysoko wrażliwym i ich bliskim. Warto przyjrzeć się swoim myślom i zachowaniom i wyciągnąć dobre wnioski. Na opiekę nad sobą nigdy nie jest za późno.

Reportaż

„Ekstaza. Lata 90. Początek.” Anna Gacek

autorka recenzji: Zosia Stawicka @przechadzki_z_ksiazkami

Pamiętacie jak Ryszard Riedel śpiewał o tym, że „Wehikuł czasu to byłby cud”?
I oto pojawił się taki wehikuł, który przenosi nas do lat 90, bo to właśnie robi książka dziennikarki Anny Gacek.
Pochłonęłam tę lekturę w tempie ekspresowym. Jak zaczęłam czytać, po prostu nie mogłam się oderwać.
Być może dlatego, że jestem z pokolenia, które dorastało w tamtym okresie i ta książka otworzyła furtkę do wspomnień z czasów dzieciństwa.
Pamiętam, gdy po raz pierwszy słuchałam „Nevermind” Nirvany, gdy oglądałam koncert Pearl Jam z serii MTV Unplugged.To wtedy zakochałam się w muzyce rockowej i ten stan trwa do dziś.
Pamiętam jak z wypiekami na twarzy śledziłam losy bohaterów „Miasteczka Twin Peaks”. Wtedy dowiedziałam się, że „sowy nie są tym, czym się wydają”.

Autorka w poruszający sposób opisuje fascynujący i zarazem tragiczny okres w popkulturze, bo sukces i sława dla niektórych zakończyły się dramatycznie.
Książka odsłania kulisy powstawania najsłynniejszych teledysków i zabiera nas na plan jednego z najlepszych seriali w historii telewizji, czyli wspomnianego „Miasteczka Twin Peaks” Davida Lyncha i Marka Frosta. Wreszcie odkrywa nieznane aspekty tamtych lat, bo taki właśnie jest dla mnie świat mody i supermodelek.

Jeśli lubicie reportażowe podróże w czasie, to bardzo polecam tę lekturę.
Na pewno zajrzę do niej jeszcze wiele razy i już nie mogę się doczekać następnej części.

Literatura popularnonaukowa

Intuicja. Przewodnik dla lubiących rozkminiać bez bólu” Matylda Gerber

autorka recenzji: Irmina Szadkowska –Filipowicz @irmina_szadkowska_filipowicz

Intuicja -szósty zmysł? Wytwór wyobraźni? Paranatural? Nieświadome doświadczenie? Kobieta?

Mówi się, że stres źle wpływa na nasz organizm. A czy wiesz, że jest też niezbędny do rozwiązania spraw analitycznych? Dobry nastrój zaś jest niezbędny do znalezienia kreatywnych pomysłów, co powinni sobie wziąć do serca pisarze.

Znasz to uczucie, gdy głowisz się nad czymś cały dzień, aż mózg Ci paruje, a na właściwe rozwiązanie wpadasz dopiero, gdy odpuścisz i skoczysz pod relaksujący prysznic?
A uczucie, które mówi Ci: „coś jest nie tak”; „coś się nie zgadza”? I szukasz aż zaznasz spokoju. Czy zazwyczaj wtedy rezultat jest zaskakujący? Albo znasz nagłą „Eurekę”?

Książka Matyldy Gerber pt.: „Intuicja. Przewodnik dla lubiących rozkminiać bez bólu” zrewolucjonizowała moje myślenie o intuicji. Jeżu, jak ja kocham takie tematy! Rozkładanie mózgu i jego zdolności na czynniki pierwsze, fascynuje mnie od dawna. Ta lektura rozgrzała mnie lepiej niż niejeden romans! Autorka nawet podaje w wątpliwość coś, co nazywamy natchnieniem boskim. Elegancko włącza tu naukę.

Komu ta książka? Ja bym powiedziała, że każdemu, bo każdy z nas ma intuicję, więc warto dowiedzieć się, co jej zawdzięczamy. Aleee… szczególnie polecam ją pisarzom. Ludzie! Koniec z marnymi zakończeniami książek, pretensjonalną fabułą czy nudnymi morałami. Koniec z siedzeniem nad pustą kartką, z chodzeniem w kółko i rwaniem włosów z głowy. Z pomocą przychodzi intuicja, która wraz z ogromnym doświadczeniem, załatwi za nas (prawie) wszystko. Tylko trzeba się trochę bliżej jej przyjrzeć.

Magia? Trochę tak. Autorka też o niej wspomina, choć w naukowym ujęciu.

Naprawdę boska pozycja! Stawiam na półce przy biurko, by móc często do niej wracać. I od dziś zaufam także moim palcom, nie tylko głowie.

Dziękuję wydawnictwu @wydawnictwo_zwierciadlo za przeniesienie mnie do czasów studenckich, gdy całymi godzinami pochłaniałam książki psychologiczne.

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij